Wielkie ściganie w Stolicy by Mateusz Petelski

1

9 PZU Półmaraton Warszawski – to był mój „wiosenny” cel nr 1. To tam miałem pokazać, że cały czas robię postępy i cisnę do przodu. Maraton w Poznaniu wyszedł mi „tak sobie”. W Warszawie chciałem udowodnić, że stać mnie na naprawdę mocne bieganie a maratońska wpadka była spowodowana sezonem triathlonowym i brakiem wybieganych km podczas przygotowań do „królewskiego dystansu”.

Moim zdaniem impreza biegowa wczesną wiosną jest idealnym rozwiązaniem dla zawodników przygotowujących się do sezonu triathlonowego. Nie dość, że możemy się sprawdzić na dystansie, który większość z nas będzie musiała pokonać kilka razy w tym sezonie, to jeszcze mamy motywację do zimowych treningów. Nic tak nie daje kopa w styczniowy/lutowy wieczór jak myśl, że zaraz są poważne zawody i nikt nie będzie słuchał usprawiedliwień (że zima, że marzec, że sezon daleko, że jestem triathlonistą i mogę nie biegać itd. itp.). Dla mnie Półmaraton Warszawski nie był jedynie przystankiem i testem przed sezonem. Był dla mnie celem samym w sobie. Chciałem pobiec jak najlepiej i nie będę zapowiadał, że w sezonie będę szybszy. Nie wiem tego. Może będę, może nie.

Do Warszawy wybrałem się tym razem tylko z tatą (tata jechał z zamiarem złamania 1:30). Kolejny raz wybraliśmy PKP zamiast samochodu i znowu okazało się to strzałem w dziesiątkę. Dodając do tego nocleg w dobrze zlokalizowanym (niedaleko od startu/mety) miejscu – trzeba przyznać, że wszystko udało się bezproblemowo. Sprawnie odebrane pakiety oraz krótka wizyta na EXPO i można było relaksować się przed zawodami. To dla mnie bardzo ważne – odpoczynek dzień przed biegiem (fizyczny i psychiczny). Dobrze się najeść, leżeć i czekać – nic więcej. Dodam jeszcze, że czułem moc i formę. Pozostało tylko zrobić swoje.

1

Śniadanko jak zwykle 3h przed startem. Bułki z miodem, mocna kawa, woda i więcej mi do szczęścia nie potrzeba. Buty, skarpetki, koszulka, getry, okulary i jestem gotowy. Wiedziałem, że nic mnie nie powstrzyma przed wykonaniem zadania, bo czułem się naprawdę świetnie.

 W okolicach stadionu byliśmy dosyć wcześnie – ponad godzinę do startu. Lepiej być 30min  za wcześnie niż 30min za późno – pamiętajcie! Zrobiliśmy krótki przegląd organizacji strefy startowej, zobaczyliśmy gdzie co jest i jak to zwykle bywa przed zawodami – rozdzieliliśmy się. Każdy robi rozgrzewkę po swojemu i nikt nikomu nie przeszkadza. Ja zrobiłem kilka przebieżek w tempie startowym, trochę potruchtałem i ustawiłem się na starcie. Pełna koncentracja, żadnych rozmówek i uśmieszków – po prostu czekałem na wystrzał startera.

BUM i ogień od początku. Miałem w planie lecieć równo cały dystans po 3:38/km. Pierwszy km poszedł ładnie, bo w 3:35. Zaczęło się super! Pierwsze 5 km pobiegłem równo w 18min. Zgodnie z planem. Złapałem się fajnej grupki i tak lecieliśmy po ulicach Warszawy.

4

3

Trasa była naprawdę piękna, można było sobie pozwiedzać Stolicę. Myślałem, że nie będę miał do tego głowy ale jednak trochę sobie pooglądałem. Kibice na trasie, zespoły muzyczne i wiele innych atrakcji również robiło duże wrażenie. Przyjemnie jest się „skatować” w takich okolicznościach! Wracając do biegu, druga „piątka” również pokonana w równym, mocnym tempie – 17:59. Dało to wynik 35:59 na 10km. I wtedy zaczęła się selekcja. Od 12km biegłem już praktycznie do końca sam.

2

Chwila moment i zaczęło się to na co czekali wszyscy – podbieg na Agrykolę. Dałem radę. Mam jednak wrażenie, że kiedyś byłem mocniejszy na podbiegach. Z tym, że teraz to jest zupełnie inne bieganie („troszkę” szybsze). Łącznie straciłem około 10-15 sekund na tym podbiegu, nie było źle. Pierwszy km po podbiegu zrobiłem w  3:37, więc wróciłem do założonego tempa. Niestety już do samej mety biegło mi się po prostu masakrycznie źle. Ale taki jest ten dystans. Trochę jak przedłużona „dycha”. Trzeba cisnąć ile wlezie bez zbędnych strategii. Ja to tak traktuję. Ból na ostatnich km jest przypisany do półmaratonu i jak ktoś go nie czuje, to nie dał z siebie wszystkiego. Takie jest moje zdanie. Ja czułem ogromny ból ale tempo utrzymałem. Ostatni km pokonałem w 3:25 więc jeszcze przyspieszyłem. Siły rozłożyłem idealnie. Dałem z siebie 100% a nawet i więcej. Wynik na mecie to 1:16:19 netto i jest to moja nowa życiówka! Tempo 3:37/km i 59 miejsce w generalce – dla takich chwil warto trenować!!!

Organizacyjnie impreza wypadła super, nie można się do niczego przyczepić. Szczerze polecam każdemu ten bieg. Pewnie za rok znowu pojawię się w Warszawie i powalczę o kolejny rekord.

W dużych imprezach fajne jest to, że można śledzić poczynania poszczególnych zawodników w internetowej relacji na żywo. Rodzina i bliscy mogą poczuć chociaż trochę tej atmosfery, nie będąc na miejscu. Żona opowiadała mi co się działo w jej rodzinnym domu (śledziła relację razem z rodzicami), fajnie się tego słuchało. Tyle emocji przez „jakiś tam” półmaraton. Znowu utwierdziłem się w przekonaniu, że jest sens w tym co robię. Wszystkie moje humory, diety i inne dziwne rzeczy, którymi męczę najbliższych . Niestety moi drodzy, to dopiero początek przygody. Walka trwa dalej i ciąg dalszy na pewno nastąpi…

 PS. Paweł Petelski z czasem 1:29:38 powrócił w super stylu do mocnego biegania. Nie znasz się na tych wszystkich tempach, czasach, dystansach i nie wiesz czy to szybko czy wolno? Spróbuj takim tempem (4:15/km) przebiec chociaż 2km. Później spójrz na różnicę wieku (rocznik 1956) i odpowiedz sobie sam na pytanie. Pozdrawiam!

Share on Facebook0Tweet about this on TwitterShare on Google+0